Transport publiczny mocno ucierpiał w pandemii Covid-19. Choć komunikacja miejska i tak często nie generowała wielkich przychodów, teraz dodatkowym zmartwieniem jest mniejsza liczba pasażerów. Jak podaje „Dziennik Bałtycki”, w 2020 roku w Gdańsku z komunikacji miejskiej skorzystało o 36,8 proc. mniej pasażerów niż rok wcześniej. Tamtejszy Zarząd Transportu Miejskiego nie ma złudzeń: to wynik pandemii. Wcześniej, od 2009 roku, spółka co roku notowała przyrost podróżujących.
Kłopoty finansowe komunikacji miejskiej
Podobnie sytuacja wygląda w innych miastach Polski. W Łodzi utrzymuje się ok. 42-procentowy spadek liczby sprzedanych biletów – podawał pod koniec marca branżowy portal Transport Publiczny. Jak wynika z informacji przekazanych Radiu RDC, pod koniec marca w Warszawie komunikację miejską wybrało blisko 60 proc. mniej osób niż przed pandemią. Mniej pasażerów to mniejsze wpływy ze sprzedaży biletów. Dodatkowe koszty generują także okresy ściślejszych restrykcji pandemicznych, gdy do pojazdów może wsiąść tylko określona liczba osób.
– W pojazdach, które mogą mieścić po kilkuset pasażerów, w tym momencie możemy przewozić ich kilkunastu. Przez to mimo znacznego spadku ich liczby musimy na trasy wypuszczać około 70–80 proc. autobusów i tramwajów. W ten sposób z każdym miesiącem możemy mieć straty rzędu kilkunastu–kilkudziesięciu milionów złotych – mówił SmogLabowi Łukasz Franek, dyrektor Zarządu Transportu Publicznego w Krakowie podczas pierwszej fali pandemii. Od tego czasu limity pasażerów były jeszcze kilkakrotnie zmieniane. Jednak na ogół spółki transportowe nie mogły sobie pozwolić na pełną liczbę pasażerów w pojazdach.
Teraz pokładają nadzieję w Krajowym Planie Odbudowy, w ramach którego wydawane będą unijne środki na walkę z gospodarczymi skutkami pandemii. Pytanie, czy w obecnej sytuacji miasta znajdą wystarczające środki na inwestycje w ramach KPO.
– Główny problem polega na tym, że finansowy punkt startowy dla miast jest bardzo niski – komentuje Bartosz Piłat, ekspert ds. polityk transportowych Polskiego Alarmu Smogowego. – W związku z pandemią miasta mają mniej środków na inwestycje. Spadły wpływy z podatków, a na dodatek mniej sprzedaje się biletów komunikacji miejskiej. Tymczasem KPO to przede wszystkim środki na inwestycje. By z nich skorzystać, miasta musiałyby się zadłużać – tłumaczy.