W Polsce można odetchnąć głębiej. Ale bez przesady

Dane o jakości powietrza w 2022 r. pozwalają na odrobinę optymizmu: niektóre wskaźniki wypadły lepiej niż poprzednio. Z drugiej jednak strony o zwycięstwie w walce ze smogiem nie ma mowy.

Publikacja: 29.11.2023 18:00

W ostatnich latach udało się wymienić około miliona przestarzałych źródeł ciepła. Dzięki temu oddych

W ostatnich latach udało się wymienić około miliona przestarzałych źródeł ciepła. Dzięki temu oddychamy nieco czystszym powietrzem

Foto: AdobeStock

Nowa Ruda rzadko przebija się na łamy mediów regionalnych, nie mówiąc już o ogólnopolskich. Ot, miasto się wyludnia – liczba mieszkańców spadła już poniżej progu 20 tysięcy. Jego władze walczą o fundusze na remont dróg. W noworudzkich blokach wybuchł pożar, mieszkańcy skarżą się na oświetlenie uliczne.

Jest jednak taki dzień w roku, kiedy ta dolnośląska miejscowość przebija się – pewnie nie w taki sposób, jak chcieliby tego lokalni samorządowcy czy mieszkańcy – do ogólnopolskich mediów. To dzień publikacji rankingu Polskiego Alarmu Smogowego, w którym wyliczone są miejscowości z najbrudniejszym powietrzem w kraju. Nowa Ruda już po raz drugi z rzędu „zwyciężyła” na owej czarnej liście. W 2022 r. odnotowano tam 95 dni smogowych, najwyższy w Polsce poziom stężenia pyłów PM10 i najwyższe – 900 proc. powyżej normy – stężenie benzo(a)pirenu, na poziomie 9 ng/m sześc.

Pewnie można by mnożyć wyjaśnienia tego stanu rzeczy, szukając winy w starej zabudowie – Nowa Ruda ma blisko siedemset lat historii, centrum miasta to stare budynki w gęstej zabudowie, gdzie trudno o szybką i efektywną modernizację sieci ciepłowniczych, elektrycznych, wodnokanalizacyjnych. Można wskazywać na rolę miasta jako ważnego węzła komunikacyjnego na Dolnym Śląsku i wzmożony ruch pojazdów w okolicach miejscowości. Przez dekady w okolicach miasta truły kopalnie i przemysł ciężki. Gdy zaczęły padać, zaczęło się bezrobocie – i ludziom zabrakło pieniędzy na modernizowanie starzejących się budynków.

Na czarnej liście (w rozmaitych kategoriach) znalazły się także m.in. Nowy Targ, Nowy Sącz, Żywiec, Wadowice, Szczawnica, Rybnik, Sucha Beskidzka, Pszczyna, Radomsko, Zdzieszowice, Wodzisław Śląski czy debiutant – Nowe Miasto Lubawskie. Jak zatem widać, najgorsza sytuacja panuje w miejscowościach średnich i małych.

Bieda i smog idą ramię w ramię

A jednak tegoroczny „antyranking” Polskiego Alarmu Smogowego (oparty na danych Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska) przynosi pewne powody do optymizmu. – Po raz pierwszy, odkąd sporządzamy te raporty, we wszystkich miejscowościach średnioroczne stężenie pyłów PM10 było w normie – podsumowywał w rozmowie z agencją Newseria Biznes rzecznik PAS Piotr Siergiej. Nawet miasta z czołówki rankingu odnotowują poprawę: od 2013 do 2022 roku stężenie benzo(a)pirenu w Nowej Rudzie spadło o 47 proc., średnioroczne stężenie PM10 zaś – o jakieś 20 proc.

– Idziemy w dobrą stronę: w najmocniej zanieczyszczonych miejscowościach, jak choćby Nakło nad Notecią, liczba dni smogowych spadła aż pięciokrotnie, w miejscowościach takich jak Rybnik czy Kraków stężenia pyłów zawieszonych zmniejszyły się aż o 40 proc. To są zmiany w jakości powietrza, które już zaczynamy dostrzegać – tłumaczy Siergiej. – W ciągu kilku lat, od kiedy publikujemy nasz ranking, w Polsce zniknęło około 800 tys., może nawet milion, kopciuchów. Zeszliśmy z ok. 4 do 3 mln tych kotłów. W skali kraju (te 3 mln – przyp. red.) to wciąż dużo, ale jednak ich liczba spadła o mniej więcej milion sztuk, i to się musiało przełożyć na poprawę jakości powietrza – kwituje.

Rzecznik PAS zaznacza też, że zmiany klimatyczne – przejawiające się także w formie znacznie cieplejszych niż dekadę czy dwie temu zim – nie pozostają tu bez znaczenia. Temperatury są wyższe, więc palimy w piecach z trochę mniejszą intensywnością. Ale też zimy są bardziej wietrzne – i te wiatry stanowią swoisty „przeciąg”, który wywiewa nieco pyłów i zanieczyszczeń znad miejscowości.

Recepta PAS na utrzymanie pozytywnego trendu jest prosta: należy dalej konsekwentnie wymieniać kopciuchy na czystsze źródła ciepła. W Nowej Rudzie bowiem utrudnieniem dla modernizacji miejskiego ciepłownictwa może być stara zabudowa, ale w większości miast w rankingu organizacji – a także w skali całej Polski – głównym problemem są budynki jednorodzinne wyposażone w piece opalane węglem lub drewnem. Dowodem na skuteczność takiej taktyki jest sytuacja w Krakowie, gdzie po likwidacji 40 tys. kopciuchów jakość powietrza znacznie się poprawiła.

Przy czym Kraków znajduje się w stosunkowo komfortowej sytuacji: metropolię stać na takie zmiany. Najtrudniejsza – pod każdym względem – sytuacja panuje w miejscowościach i regionach, które są najbiedniejsze. I to reguła dla całego świata. W opublikowanym kilka tygodni temu badaniu ekspertów brytyjskiego Uniwersytetu York oraz National Centre for Atmospheric Science dosyć jasno opisano regułę: najbiedniejsze miejscowości w Anglii mają najgorsze powietrze. Badacze ze wspomnianych ośrodków doszli do tego wniosku, zestawiając statystyki z indeksu deprywacji (tu wysokość dochodu, wskaźnik zatrudnienia, wykształcenie, stan zdrowia, przestępczość, dostępność usług publicznych) z danymi odnośnie do poziomów emisji tlenków azotu. Obie mapy w uderzającym stopniu były do siebie podobne. A współzależność ta miała charakter uniwersalny, odzwierciedlała się zarówno w przypadku Stanów Zjednoczonych, jak i Indii.

Powietrze jako tako czyste

Motorem zmian w jakości powietrza jest zatem niewątpliwie program „Czyste powietrze” i podobne mu lokalne programy dofinansowania wymiany źródeł ciepła. Najświeższy bilans programu – z połowy listopada br. – to ciut ponad 728 tys. złożonych wniosków, których autorzy wystąpili o niemal 20 mld zł dofinansowania. Na tej bazie podpisano dotychczas niecałe 620 tys. umów, w ramach których udzielono prawie 15,7 mld zł dofinansowania (wypłacono zaś 8 mld zł). Suma wszystkich źródeł ciepła, których dotyczyły wnioski, to ponad 615 tys. Widać zatem klarownie, co było fundamentem zmian, jakie zaszły w Polsce pod względem jakości powietrza – ale też łatwo zauważyć, że cały program nie jest realizowany tak dynamicznie, jak zakładano: czyli po pięciu latach (wystartował we wrześniu 2018 r.), a zatem mniej więcej w połowie założonego terminarza – z terminem końcowym wyznaczonym na 2029 r. i budżetem 100 mld zł, mającym wesprzeć wymianę 3 mln źródeł ciepła – objął zaledwie piątą część „kopciuchów” w Polsce.

Dobre i to, zwłaszcza że w ostatnich latach na realizację „Czystego powietrza” zapewne wpłynęły też inflacja (w ubiegłym roku w dramatycznym tonie apelowano o aktualizację poziomów dofinansowania, bo ich atrakcyjność zaczęła gwałtownie spadać) oraz niepewność wynikająca z kryzysu energetycznego wzmożonego wojną w Ukrainie (obawy o dostępność np. gazu, skok cen i dostępności instalacji OZE czy pomp ciepła). Być może pogorszenie się finansowej sytuacji Polaków oraz jej dalszych perspektyw przełożyło się na spadek zainteresowania najpopularniejszym dotąd wśród wnioskodawców źródłem ciepła: pompami ciepła.

Ale też niewykluczone, że program zaczyna się zbliżać do swoistego szklanego sufitu: na wymianę źródła ciepła czy termomodernizację pozwolili sobie ci, którzy mogli – albo stosunkowo dobrze sytuowani właściciele domów, albo też ci, którzy dopiero adaptowali nowo wybudowane domy na swoje potrzeby. Można przypuszczać, że istnieje wielka grupa posiadaczy domów ogrzewanych „kopciuchami”, która „Czystym powietrzem” w ogóle się nie interesuje – i raczej nie dlatego, że sprawa jest im obojętna, ale dlatego, że nie stać ich na wymianę źródła ciepła nawet przy obecnych poziomach dofinansowania.

Widać tę grupę pośrednio w ankietach, jakie przeprowadziła Najwyższa Izba Kontroli na potrzeby oceny realizacji „Czystego powietrza” opublikowanej w zeszłym roku (badania ankietowe prowadzono wśród 500 właścicieli domów jednorodzinnych w dziesięciu województwach w 2021 r.). 95 proc. badanych „słyszało” o programie, ale 45 proc. wiedziało o nim niewiele, 76 proc. nie starało się o dofinansowanie, 32 proc. nie widziało potrzeby wymiany pieca, podobna grupa uznała, że ogrzewanie pojedynczego domu „kopciuchem” nie ma wpływu na jakość powietrza w okolicy, a 12 proc. otwarcie zadeklarowało, że nie stać ich na wkład własny.

Czy jest szansa na stosowne zmiany w programie? To akurat trudno powiedzieć: koalicja KO, Polski 2050, PSL i Nowej Lewicy w umowie koalicyjnej zawarła dosyć oględny zapis odnośnie do „Czystego powietrza”. „Będziemy walczyć ze smogiem, m.in. poprzez przyspieszenie procesu wymiany źródeł ciepła oraz termomodernizacji. Wprowadzimy niezbędne zmiany w programie Czyste Powietrze” – można przeczytać w tej sprawie.

Połajanki z Brukseli

Jakkolwiek Polska poczyniła postępy – czy to mierzone spadkiem zanieczyszczeń, czy też w ramach wymiany kopciuchów w ramach „Czystego powietrza” (i nie tylko) – to sytuacja w naszym kraju wciąż niepokoi. W połowie listopada dosyć dobitnie przypomniała o tym Bruksela, adresując do rządu w Warszawie tzw. dodatkowe wezwanie do usunięcia uchybienia. Dotyczy ono zobowiązań w sprawie redukcji poziomu kilku szkodliwych substancji w powietrzu: tlenków azotu (Nox), niemetanowych lotnych związków organicznych (NMLZO), dwutlenku siarki (SO2), amoniaku (NH3) i drobnych cząstek stałych (PM2,5). Sukcesywnego obniżania ich poziomu wymaga dyrektywa 2016/2284 w sprawie redukcji krajowych emisji niektórych substancji zanieczyszczających atmosferę (NEC). Jakby tego było mało, do Polski skierowano dodatkowe wezwanie do usunięcia uchybienia w związku z niewykonaniem wyroku Trybunału Sprawiedliwości UE z 22 lutego 2018 r., dotyczącego nieprzestrzegania dyrektywy w sprawie jakości powietrza w zakresie pyłu PM10.

Te połajanki – nie pierwsze w tym roku – to dopiero przedsmak zaostrzenia unijnych rygorów w zakresie jakości powietrza. We wrześniu Parlament Europejski przegłosował podniesienie limitów i wartości docelowych zanieczyszczeń w perspektywie 2035 r. Dotyczą one zarówno PM2,5 i PM10, jak i dwutlenku azotu, dwutlenku siarki czy ozonu. Kraje członkowskie mają też rozbudowywać siatkę punktów pobierania próbek jakości powietrza, stworzyć harmonogram osiągnięcia wymaganych poziomów, ujednolicić wskaźniki jakości powietrza dla całej Unii oraz zwiększyć możliwości obywateli do ubiegania się o odszkodowania w przypadku poniesionych wskutek zanieczyszczeń szkód dla zdrowia. Wygląda zatem na to, że umiarkowany sukces, jaki udało się nam w ostatnich latach osiągnąć, to zaledwie kropla w morzu potrzeb.

Nowa Ruda rzadko przebija się na łamy mediów regionalnych, nie mówiąc już o ogólnopolskich. Ot, miasto się wyludnia – liczba mieszkańców spadła już poniżej progu 20 tysięcy. Jego władze walczą o fundusze na remont dróg. W noworudzkich blokach wybuchł pożar, mieszkańcy skarżą się na oświetlenie uliczne.

Jest jednak taki dzień w roku, kiedy ta dolnośląska miejscowość przebija się – pewnie nie w taki sposób, jak chcieliby tego lokalni samorządowcy czy mieszkańcy – do ogólnopolskich mediów. To dzień publikacji rankingu Polskiego Alarmu Smogowego, w którym wyliczone są miejscowości z najbrudniejszym powietrzem w kraju. Nowa Ruda już po raz drugi z rzędu „zwyciężyła” na owej czarnej liście. W 2022 r. odnotowano tam 95 dni smogowych, najwyższy w Polsce poziom stężenia pyłów PM10 i najwyższe – 900 proc. powyżej normy – stężenie benzo(a)pirenu, na poziomie 9 ng/m sześc.

Pozostało 90% artykułu
Materiał partnera
Przyszłość to system kaucyjny w aplikacji
Walka o klimat
Słońce oświetli i ogrzeje Europę
Walka o klimat
Groźne topnienie wiecznej zmarzliny. Klimat zacznie ocieplać się jeszcze szybciej?
Walka o klimat
Ekolodzy zapłacą setki tysięcy euro za protest na lotniskach? Zostali pozwani
Walka o klimat
Arktyka doświadczyła najcieplejszego lata w historii. Rekord pobity