Rusza szczyt klimatyczny w Dubaju: globalne zderzenie interesów klimatycznych

Choć szczyt w Dubaju jest raczej podsumowaniem stale toczących się negocjacji, to wśród 70 tysięcy jego uczestników jest co najmniej kilka stronnictw, które zawalczą w Emiratach o swoje cele.

Publikacja: 29.11.2023 18:00

Przyjeżdżający do Dubaju politycy będą pod coraz większą presją rodzimych społeczeństw, częściej dot

Przyjeżdżający do Dubaju politycy będą pod coraz większą presją rodzimych społeczeństw, częściej dotykanych katastrofami naturalnymi

Foto: Anthony Brzeski/AFP

Gdy mowa o kolejnych szczytach klimatycznych, najczęściej słyszy się pomstowania, że to kolejne – tym razem pseudoekologiczne – targowisko próżności. Politycy reprezentujący mocarstwa zwykle zachowują się tam powściągliwie, ci pomniejsi – rywalizują na patetyczne przemówienia, naukowcy snują wizje Apokalipsy, menedżerowie globalnych koncernów składają mało zobowiązujące obietnice, eksperci spierają się o poszczególne słowa w oficjalnych komunikatach – aby tylko nie było konkretów, z których państwa i firmy mogłyby zostać wkrótce rozliczone. Wszystko dla wielu z abstrakcyjną perspektywą kilkudziesięciu lat.

Z drugiej jednak strony, kolejne konferencje oznaczane akronimem COP są dobrym miernikiem nastrojów. Bo też nie konkretami należy mierzyć ich konsekwencje, choć naukowcy i ekolodzy powitaliby je z radością, lecz raczej – nomen omen – atmosferą. To tu padają deklaracje, które sygnalizują rodzące się sojusze na globalnej scenie, zwroty w polityce wewnętrznej lub ich brak, nowe trendy w gospodarce.

Oczywiście delegaci z 200 krajów będą musieli też zaraportować, co konkretnie w ciągu ostatnich 12 miesięcy zrobili na rzecz ratowania klimatu i hamowania zachodzących w nim zmian. Dokonywanie tych podsumowań może być w tym roku szczególnie trudne, gdyż mamy za sobą dramatyczny rok: padły kolejne rekordy wysokości temperatur, kilka regionów świata zostało nimi tragicznie doświadczonych, inne zaczynają odczuwać presję. Badania opinii publicznej – tam, gdzie są prowadzone – zwykle pokazują, że działania polityków są coraz baczniej obserwowane. Upały, kataklizmy i degradacja środowiska naturalnego przekładają się niemal wprost na kondycję gospodarek i społeczeństw, nadmiarowe zgony, migracje, konflikty wewnętrzne i międzypaństwowe.

Kluczowi uczestnicy COP28 wydają się zgadzać co do jednego: warto rozwijać OZE

Kluczowi uczestnicy COP28 wydają się zgadzać co do jednego: warto rozwijać OZE

Adobestock

Pytanie zatem, na ile w tym roku akcenty przesuną się z partykularnych interesów i recept formułowanych zgodnie z interesami poszczególnych państw czy ich bloków na rzecz współdziałania. Rok temu rozmowy toczyły się w cieniu rosyjskiej agresji na Ukrainę, a choć dziś wojna ta nieco spowszedniała, to przecież wciąż się toczy. A nowe linie podziałów rodzą się wokół konfliktu bliskowschodniego.

Za, a nawet przeciw

„Decyzja o powierzeniu organizacji szczytu klimatycznego petromonarchii, a na dodatek mianowanie Sultana al-Dżabera, szefa koncernu naftowego Abu Dhabi National Oil Co., gospodarzem konferencji, wywołało uniesienie brwi” – to jeden z delikatniejszych komentarzy odnośnie do decyzji o ulokowaniu COP28 na Półwyspie Arabskim. Do pewnego stopnia jest to zły omen dla szczytu – trudno bowiem oczekiwać, że prezes spółki ogłaszającej warte 150 mld dol. inwestycje w sektor ropy i gazu zapomni o tym, czym żyje na co dzień, oraz przeforsuje jakieś ambitne zobowiązania dotyczące paliw kopalnych. Co, paradoksalnie, nie oznacza choćby jakiegoś ambitnego planu dotyczącego OZE: naftomonarchie dynamicznie budują na swoim terenie potencjał odnawialnych źródeł, zwłaszcza fotowoltaiki – i być może chętnie poprą politykę zmierzającą w tym kierunku.

Współgrałoby to wtedy z polityką Zachodu i Chin. Jak niedawno pisaliśmy, Państwo Środka w pojedynkę odpowiada dziś za 49 proc. globalnych mocy w puli energii powstającej w morskich farmach wiatrowych, zostawiając za sobą nawet przodującą do niedawna Europę. Równie dynamicznie Pekin buduje potencjał farm wiatrowych na lądzie i farm fotowoltaicznych, znacznie przekraczając ustalony wcześniej harmonogram ich rozbudowy. Co jednak nie oznacza „zazielenienia” takiego, jakie chcielibyśmy widzieć: Chiny pozostają globalnym liderem pod względem emisji (ponad 12 gigaton w 2022 r.), co więcej – wciąż one rosną (w pierwszych trzech kwartałach br. o 4,7 proc. r./r.), choć moment przełomowy spodziewany jest przed końcem bieżącej dekady – być może nawet już w przyszłym roku.

Biedni kontra bogaci

Inna sprawa, że nie przeszkadza to Chińczykom w aspirowaniu do roli rzecznika całej grupy państw rozwijających się, od Brazylii po Malediwy (oraz mających własne ambicje Indii). Grupa ta zabiega o stworzenie funduszu, który miałby kompensować krajom biedniejszym koszty zmagania się ze skutkami zmian klimatycznych (wywołanych wszakże gwałtownym rozwojem państw bogatych i związanymi z nim emisjami), a także finansować transformację w sytuacji, gdy brak na nią własnych środków.

Waszyngton, co do zasady, już rok temu pogodził się z tym, że taki fundusz powinien powstać – obecna administracja zabiega jednak o to, by miał on charakter dobrowolny, a nie obligatoryjny. Innymi słowy, by kraje bogate uczestniczyły w nim, bo chcą, a nie – muszą. Biały Dom jest w tym roku w defensywie: o ile rok temu prezydent Joe Biden pofatygował się na szczyt klimatyczny osobiście, by ogłosić jeden z najambitniejszych programów transformacji energetycznej i gospodarczej w historii, to do Dubaju uda się tym razem jego specjalny przedstawiciel, niegdysiejszy sekretarz stanu USA, John Kerry.

Przeforsowanie odpowiedniej architektury wspomnianego funduszu \ zapewne zadanie Kerry'ego, które będzie realizowane w kuluarach. Na forum publicznym przedstawiciel Białego Domu będzie lansować pomysł na globalną strategię popularyzacji fuzji nuklearnej jako przyszłościowego źródła energii oraz postulować radykalne ograniczenie zużycia węgla – co akurat dla Amerykanów jest fraszką, bo ten surowiec odgrywa w sektorze energetycznym USA dosyć marginalną rolę (niespełna 20 proc. produkowanej energii) – a także skłonienie państw uczestniczących w COP28 do przyjrzenia się wszystkim gazom cieplarnianym. Dziś bowiem rozlicza się je tylko z redukcji emisji CO2 – a dwutlenek węgla to zaledwie połowa globalnych emisji. Kerry bardzo powściągliwie wypowiada się za to o kopalinach, co ustawia na kursie kolizyjnym z Europą – prącą do jak najszybszego wyzbycia się ich z globalnej energetyki – oraz czyni cichym sojusznikiem Rosji (która w Dubaju będzie starała się zablokować jakiekolwiek rygory dotyczące kopalin).

Dubaj daleki od Paryża

W historii szczytów klimatycznych nie brakowało momentów podniosłych i tworzących punkt odniesienia dla wszystkich późniejszych działań – jak protokół z Kioto (1997) czy porozumienie paryskie (2015). Ale też trudno oprzeć się wrażeniu, że wielu sygnatariuszy w kolejnych latach szukało sposobu na to, by nie zmieniło się zbyt wiele albo zbyt szybko.

Niewiele wskazuje na to, by i w tym roku było inaczej. Jednak nawet załatwienie kilku – z pozoru drugorzędnych – spraw może popchnąć świat do przodu. Już konsensus odnośnie do rozwoju OZE byłby znaczący: rozwój rynku mógłby doprowadzić do spadku cen komponentów, a finalnie cen energii z OZE. A taki impuls finansowy z kolei byłby dla „czystej” energii oczywistym impulsem rozwojowym i szybciej przyczyniłby się do wyparcia kopalin z energetyki niż chciałyby tego rządy. Podobnie fundusz rekompensat dla krajów biednych pozwoliłby uruchomić transformację tam, gdzie w innych okolicznościach nie będzie o niej mowy. Pytanie tylko, czy planeta pozostawi nam tyle czasu, by stosować metodę małych kroczków, a nie – wielkich skoków.

Gdy mowa o kolejnych szczytach klimatycznych, najczęściej słyszy się pomstowania, że to kolejne – tym razem pseudoekologiczne – targowisko próżności. Politycy reprezentujący mocarstwa zwykle zachowują się tam powściągliwie, ci pomniejsi – rywalizują na patetyczne przemówienia, naukowcy snują wizje Apokalipsy, menedżerowie globalnych koncernów składają mało zobowiązujące obietnice, eksperci spierają się o poszczególne słowa w oficjalnych komunikatach – aby tylko nie było konkretów, z których państwa i firmy mogłyby zostać wkrótce rozliczone. Wszystko dla wielu z abstrakcyjną perspektywą kilkudziesięciu lat.

Pozostało 92% artykułu
Walka o klimat
Tylko zielona chemia ma przyszłość
Walka o klimat
Korzyści dalece większe niż koszty
Walka o klimat
W Polsce brakuje wizji systemu gospodarki odpadami
Walka o klimat
Wyzwania zielonej transformacji branży chemicznej
Materiał Promocyjny
Mity i fakty – Samochody elektryczne nie są ekologiczne
Materiał partnera
Obowiązkowa pozycja w budżecie inwestycji