Segregacja śmieci wdrażana opornie

Już niespełna trzy miesiące dzielą nas od specyficznego jubileuszu: w lipcu 2013 r. weszła w życie nowa ustawa śmieciowa, która wprowadziła segregację odpadów. O ironio, selektywna zbiórka odpadów to wciąż dla wielu z nas błądzenie we mgle.

Publikacja: 27.04.2023 00:00

Tylko 43 proc. ankietowanych jest przekonanych, że umie właściwie posortować odpady.

Tylko 43 proc. ankietowanych jest przekonanych, że umie właściwie posortować odpady.

Foto: Chizhevskaya Ekaterina / shutterstock

87 tysięcy złotych – takiej wysokości karę wlepili urzędnicy stołecznego ratusza spółdzielni mieszkaniowej Imielin kilka tygodni temu. Przyczyną tej reprymendy, rozłożonej między osiem należących do spółdzielni bloków na warszawskim Ursynowie, była nieprawidłowa segregacja odpadów. Innymi słowy, do pojemników na określone frakcje trafiły odpady, które powinny trafić do innych. Za błąd – lub niedbałość – zapewne nielicznych zapłacą wszyscy: mandat tego typu egzekwuje się, podwajając zwyczajową w stolicy stawkę 85 zł za odbiór odpadów.

Bolesny sposób przypomnienia o tym, że segregacja to w Polsce obowiązek, a nie akt dobrej woli, skłonił też inne spółdzielnie w mieście do apeli adresowanych do mieszkańców, by staranniej przyglądali się temu, co i gdzie wyrzucają. I jedyne, co w tej sytuacji może zaskakiwać, to fakt, że dziesięć lat po wprowadzeniu zmian wciąż trzeba uświadamiać konsumentom, jakie są zasady segregacji i gdzie lądują poszczególne wyrzucane przez nas frakcje. Oczywiście, można by rzec: kto nie wrzucił nigdy zużytych chusteczek higienicznych do papieru czy rozbitej szklanki do szkła, niechaj pierwszy rzuci kamieniem. Ale, właśnie? A do jakiego pojemnika wrzucamy kamień?

Nadwiślańskie miejskie legendy

Gdy w lipcu 2013 r. wchodziły w życie pierwsze zmiany – wówczas nazywane wręcz rewolucją – w badaniu Interaktywnego Instytutu Badań Rynkowych zdecydowana większość respondentów zadeklarowała, że należy segregować (81 proc.), że chce sortować i płacić mniej za odbiór (76 proc.), dwie trzecie twierdziło, że właściwie – co pewien czas – już to robi. Niepokój budzili sąsiedzi: co drugi ankietowany wątpił, czy oni podejdą w równie zdyscyplinowany sposób do segregacji, i zakładał, że odpowiednie organy samorządowe powinny kontrolować, co poszczególne gospodarstwa domowe wyrzucają.

Wprowadzeniu zmian towarzyszyły też wątpliwości: czy nowy system się przyjmie, czy samorządy podołają, ile firm zajmujących się odbiorem odpadów będzie musiało upaść, by taka działalność zaczęła się opłacać, czy system zadziała. Do 2017 r. panował jeszcze chaos w oznaczeniach i całej organizacji struktury systemu: rewolucja rodziła się w bólach. Przez całą dekadę doszukiwano się prawdziwych i urojonych luk w systemie: a to odpady były odbierane zbyt rzadko, a to – posegregowane – miały trafiać finalnie do jednego pojemnika w śmieciarce. O śmieciach krążyły nadwiślańskie miejskie legendy.

Z nich wszystkich – biorąc pod uwagę dekadę doświadczeń – kilka posępnych prognoz okazało się słusznych. Po pierwsze, nie istnieje idealny sposób wyliczenia opłaty śmieciowej (do wyboru były trzy: od powierzchni lokalu, liczby zameldowanych osób i zużycia wody), który nie otwierałby drogi do nadużyć. Po drugie, kampania informacyjna – jakkolwiek w swoim czasie zmasowana i na pewno skłaniająca do idei segregacji – poniosła porażkę, gdy chodzi o szczegóły: wciąż niewielu z nas wiedziałoby dokładnie, co zrobić z tym wszystkim, co może w gospodarstwie domowym trafić do śmietnika. Po trzecie, abstrahując od segregacji, system odbioru i dalszego przetwarzania odpadów w Polsce kuleje, czego dowodem są kiepskie statystyki dotyczące recyklingu i odzysku wyrzucanych przez nas przedmiotów.

Zadziwiające jest też to, że pomimo upływu lat badania opinii publicznej pokazują, iż stan naszej świadomości niewiele się zmienił. Przeprowadzony cztery lata temu sondaż IBRiS dla „Rzeczpospolitej” pokazał, że choć chęć segregowania odpadów deklaruje aż 90 proc. zapytanych, to realnie robi to... zaledwie 35 proc. 30 proc. ankietowanych nie interesowało się poczynaniami sąsiadów w tym zakresie lub wręcz stwierdzało, że oni tego nie robią. Gdyby przebrnąć przez sondaże z ostatnich lat, przekonalibyśmy się, że wysiłek w tym zakresie deklaruje podobna grupa – od 70 do 80 proc. ankietowanych. I wciąż istnieje około 10-proc. grupka tych, którym śmieciowe rewolucje są obojętne.

Dylematy znad pojemnika

Mało kto jednak zagłębił się w temat tak skrupulatnie, jak autorzy raportu „Pakujemy się w kłopoty? Raport z badań – co Polacy wiedzą o opakowaniach i jak sobie radzą z segregacją odpadów 2023” przygotowanego przez Opinia24 dla Interzero Organizacji Odzysku Opakowań SA w ramach publicznej kampanii edukacyjnej „Eko bez kantów”. Ten dokument, którego ustalenia „Rzeczpospolita” publikuje jako pierwsza, dowodzi, jak wiele zależy od przemyślanego postawienia pytania.

Zacznijmy od generalnego obrazka. Tylko 51 proc. badanych potwierdziło, że sortuje w domu odpady na wszystkie frakcje – i zapewne słowo „wszystkie” ma tu kluczowe znaczenie. Bowiem już zbiórkę odpadów zmieszanych deklaruje 91 proc., 88 proc. sortuje szkło oraz metale i tworzywa sztuczne, 84 proc. – papier, a 62 proc. – bioodpady. Ale to pierwsza z wymienionych liczb się liczy: zaledwie co drugi z nas implementował „śmieciową rewolucję” do swojego życia w pełni.

Tylko 43 proc. ankietowanych jest przekonanych, że umie właściwie posortować odpady. Co czwarty jasno przyznaje, że ma problem z wyborem odpowiedniego pojemnika. Wciąż wysokie są odsetki tych, którzy przeżywają chwilę egzystencjalnej zadumy nad kartonami po napojach, wspomnianymi chusteczkami higienicznymi czy – o ironio – paragonami (71 proc. nie wie, jaki to odpad, więc wrzuca do papieru lub byle gdzie).

Dlaczego „o ironio”? Bo prapoczątkiem produkcji śmieci jest kupowanie – i jeśli olbrzymia większość konsumentów może długo dywagować o cenach czy jakości produktów, to wyraźnie mniej niż połowa poświęci chwilę, by zastanowić się, czy kupowany produkt jest „eko”. Co czwarty z nas przygląda się etykietom, sprawdzając, czy opakowanie pochodzi z recyklingu (6 proc. – „zawsze”, 20 proc. – „często”), za to 39 proc. gubi się w oznaczeniach na opakowaniach i z trudem odnajduje szukaną informację. Zresztą i tak najczęściej szukamy na nich odruchowo daty przydatności do spożycia (gdy chodzi o jedzenie) lub składu produktu. Większość z nas chciałaby ustandaryzowania opakowań i oznaczeń na nich. Do tego jeszcze jedna informacja: 82 proc. ankietowanych deklaruje chęć poszerzania wiedzy o opakowaniach i informacjach, jakie na nie trafiają.

Długa lista zaległości

Wniosek z lektury raportu jest jeden: jeśli oczekujemy bezproblemowego uczestnictwa konsumentów w systemie zbiórki i segregacji odpadów, powinniśmy znacznie uprościć komunikację z nimi. Wskazane wyżej przykłady – jak chusteczka czy paragon – świadczą o tym, że konsumenci nie poświęcą nawet kilkunastu sekund na sprawdzenie w internecie informacji, do jakiej frakcji powinien trafić budzący wątpliwości odpad. Wszystkie obecne oznaczenia na produktach niewiele dla Polaków znaczą, a jedyne wyjątki od tej reguły to tzw. wstęga Möbiusa (rozpoznawana przez 85 proc. ankietowanych i oznaczająca możliwość recyklingu danego opakowania czy przedmiotu) oraz Tidy Man, czyli tradycyjna zachęta, by nie śmiecić (82 proc. rozpoznaje ten znak). Niemal cała reszta to strzałki, kółka czy napisy mające sens dla kilku-, kilkunastoprocentowych grup konsumentów, najczęściej młodych, którzy najprawdopodobniej zetknęli się już z nimi w ramach zajęć edukacyjnych w szkole.

Kolejne konkluzje, jakie się nasuwają, to oczywiście potencjalne pojawienie się rozszerzonej odpowiedzialności producenta czy systemu kaucyjnego, który mógłby skłaniać konsumentów do rozważniejszego traktowania opakowań; konieczność odejścia od opakowań łączących dwie rozmaite frakcje (np. papier i folię, jak w niektórych słodyczach czy zabawkach); czy wreszcie – większy wysiłek edukacyjny koncentrujący się na popularyzacji (tak!) jednej z frakcji, czyli bioodpadów. Okazuje się bowiem, że o bioodpadach pamięta stosunkowo niewielu Polaków – 62 proc. to najniższy wynik pod względem frakcji, o kilkadziesiąt procent niższy od tych bardziej estetycznych, jak papier, szkło czy metale/tworzywa sztuczne.

Innymi słowy, przed nami jeszcze długa droga – i to pod wieloma względami. Kary za nieprawidłowo wyselekcjonowane odpady w Warszawie – a wkrótce zapewne w kolejnych miastach – to dopiero początek egzekwowania rezultatów przemian, do jakich miało w Polsce dojść. Selekcja to pierwszy – i konieczny – etap w systemie, który ma sprawić, że w 2025 r. 55 proc. odpadów komunalnych (wagowo) będzie trafiać do recyklingu, w 2030 – 60 proc., w 2035 r. – 65 proc. Kary za zbyt małą ilość śmieci przekazanych do recyklingu już dziś płacą do budżetu państwa niektóre samorządy, np. 1,6 mln zł ma zapłacić Ruda Śląska. W 2025 r. mogą się posypać unijne kary dla Polski za niedotrzymanie wyznaczonych celów – i te będą już liczone zapewne w setkach milionów. Ewidentnie widać zatem, że na niedbałość nas po prostu nie stać.

Opinia partnera cyklu:

Monika Grom, wiceprezes Grupy Interzero w Polsce:

Jesteśmy w procesie tworzenia ekosystemu gospodarki obiegu zamkniętego, w którym z odpadu powstaje nowy produkt. Rozwój takiego cyrkularnego modelu gospodarczego wymaga czasu i zależy m.in. od producentów i konsumentów, w tym w dużej mierze od opakowań, które trafią na rynek i tego, co się z nimi następnie stanie. Od 2022 roku, dzięki jednolitemu systemowi segregacji odpadów, który wprowadził powtarzalne kolory dla każdej z pięciu zbieranych frakcji, na terenie całego kraju obowiązują takie same zasady. Z wielu badań wynika, że Polacy się do nich stosują, a wręcz traktują sortowanie jako element działania na rzecz środowiska. Problem polega na tym, że deklaracje nie znajdują w pełni odzwierciedlenia sytuacji obserwowanej na rynku, gdzie widzimy, że strumień odpadów komunalnych jest często zanieczyszczony. Dlatego w badaniach „Pakujemy się w kłopoty? Co Polacy wiedzą o opakowaniach i jak sobie radzą z segregacją odpadów 2023”, zrealizowanym przez Opinia24 na zlecenie Interzero w marcu 2023 roku, postanowiliśmy sprawdzić wiedzę respondentek i respondentów. Zapytaliśmy np., gdzie wyrzucają paragon sklepowy i 71 proc. wybrało błędnie lub nie wiedziało, co z nim zrobić. W przypadku kartonu po napojach blisko połowa (49 proc.) wskazała nieprawidłowy pojemnik. Ponad połowa badanych stwierdziła, że opakowania trzeba umyć przed wyrzuceniem. Zaledwie 51 proc. pytanych potwierdziło, że segreguje w domu lub mieszkaniu na wszystkie frakcje. Większość gubi się w oznaczeniach. Zaledwie 8 proc. respondentów spotkało się z symbolem opakowania wielokrotnego użycia.

Z dobrych wiadomości – wszyscy wiedzą, co zrobić ze szklaną butelką, 60 proc. opowiada się za standaryzacją oznaczeń, 82 proc. chce zgłębić temat prawidłowego sortowania i symboli na opakowaniach. Te odpowiedzi są cennymi wskazówkami dla potencjalnych rozwiązań. Jednym z nich jest system kaucyjny, który zwiększa poziom zbiórki. Kaucja może wywołać dodatkowy efekt. Poprzez nabranie realnej wartości odpad przestanie być postrzegany jako śmieć. Stanie się surowcem.

Poza tym warto pochylić się nad klarownością oznaczeń. Z badań wynika, że brakuje prostego kodu komunikacyjnego, którego opakowania są przecież bardzo dobrym nośnikiem. Standaryzacja symboli, poprzez np. dopasowanie ich do jednolitego systemu segregacji odpadów, ułatwiłaby sortowanie konsumentom. Niektóre firmy już to dostrzegły, o czym świadczą zamieszczane informacje o tym, do którego pojemnika wyrzucić opakowanie. Czemu więc nie skorzystać z mocy języka wizualnego w dobrej sprawie?

Te recepty nie są niestety remedium dla wszystkich wyzwań związanych z budową świadomości ekologicznej w społeczeństwie. Według mnie musimy odpowiedzieć na bardziej skomplikowane pytania, które będą koncentrować się nie tylko na tym jak sortować, ale dlaczego w ten sposób to robić. Z tym zadaniem może poradzić sobie wyłącznie dobra edukacja ekologiczna, która potrafi wyjaśnić zależności między odpowiedzialnością za środowisko naturalne, naszym sposobem życia, biznesem i prawem. Jej rola jest nie do przecenienia, bo świadomość wynika z wiedzy i zrozumienia. Tego nie zastąpi butelkomat czy odpowiednia ikona na opakowaniu. Na razie edukacja jest też jednym z niewielu dostępnych nam narzędzi, bo na system kaucyjny wciąż czekamy, a oznaczenia nie zmienią się z dnia na dzień.

Opinia partnera cyklu

87 tysięcy złotych – takiej wysokości karę wlepili urzędnicy stołecznego ratusza spółdzielni mieszkaniowej Imielin kilka tygodni temu. Przyczyną tej reprymendy, rozłożonej między osiem należących do spółdzielni bloków na warszawskim Ursynowie, była nieprawidłowa segregacja odpadów. Innymi słowy, do pojemników na określone frakcje trafiły odpady, które powinny trafić do innych. Za błąd – lub niedbałość – zapewne nielicznych zapłacą wszyscy: mandat tego typu egzekwuje się, podwajając zwyczajową w stolicy stawkę 85 zł za odbiór odpadów.

Pozostało 95% artykułu
Walka o klimat
Przyszłość budowania to odzysk materiałów
Walka o klimat
Tak firmy postrzegają zrównoważony rozwój
Walka o klimat
Budowanie z akcentem na przyszłe wydatki
Walka o klimat
Nic się nie powinno zmarnować
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Walka o klimat
Energetycznych wyspiarzy będzie przybywać