Paląca potrzeba przekształceń w ciepłownictwie

Pod względem medialnej atrakcyjności ciepłowniom trudno mierzyć się z wielkimi elektrowniami. W efekcie sektor ciepłowniczy jest zaniedbany i może się okazać finansową studnią bez dna.

Publikacja: 21.03.2023 03:00

Ciepłownie i elektrociepłownie dostarczają energię cieplną do 40 proc. gospodarstw domowych w Polsce

Ciepłownie i elektrociepłownie dostarczają energię cieplną do 40 proc. gospodarstw domowych w Polsce, w których mieszka w sumie około 15 milionów osób

Foto: shutterstock

Energetyka zwykła nam się kojarzyć z wielkimi projektami, jak elektrownie nuklearne czy transformacja miksu energetycznego w kierunku odnawialnych źródeł energii. Widmo blackoutu przyciąga uwagę znacznie bardziej niż wizja chłodnych grzejników. Być może w ten sposób należałoby tłumaczyć wieloletnie lekceważenie problemów ciepłowników – i finalnie, fatalną sytuację branży.

Podsumował ją w opublikowanej w lutym analizie ekspert Klubu Jagiellońskiego Paweł Marszaluk. Jak podkreśla autor tego opracowania, tylko w 2020 r. ciepłownie i elektrociepłownie wydały na unijne uprawnienia do emisji CO2 aż 11 miliardów złotych, co stanowiło piątą część ich przychodów. W kolejnym roku na sektorze zaczął odbijać się kryzys energetyczny (który przecież zaczął się kilka miesięcy przed rosyjską agresją na Ukrainę). W efekcie ciepłownictwo nie tylko wydaje wszystko, co zarobiło (a jego zyski ogranicza przecież system taryfowy), ale wręcz pogrąża się w długach – i przesuwa inwestycje modernizacyjne na „kiedyś”. Jak szacuje Marszaluk, te wydatki do 2026 r. mogą przebić próg 250 mld zł – i te pieniądze będzie musiało wysupłać państwo, bo w portfelach przedsiębiorstw ciepłowniczych od dawna widać dno.

Wcześniej czy później, ciepłownictwo stanie się też tematem rozgrywek politycznych – jak dziś OZE czy wielka elektroenergetyka. Latem możemy, jakkolwiek przykro to dla ciepłowników zabrzmi, zapomnieć nieco o cieple systemowym (choć przedsiębiorstwa te mogą w tej porze roku dostarczać też chłód). Ale już każda chłodniejsza noc jesieni i zimy boleśnie nam o nim przypomni: ciepłownie i elektrociepłownie dostarczają bowiem ciepło do 40 proc. gospodarstw domowych w Polsce, w których mieszka ok. 15 mln osób. Te drugie dostarczają też prąd w ilości odpowiadającej 16,5 proc. produkcji energii elektrycznej brutto w Polsce.

Oddolna mobilizacja i lekceważona modernizacja

– Ewolucja systemu zaopatrywania w ciepło będzie miała zasadniczy wpływ na znaczenie powodzenia polskiej transformacji energetycznej oraz ograniczenia potencjalnych kosztów, wynikających z opłat z tytułu emisji do atmosfery, jak również na samo bezpieczeństwo energetyczne odbiorców – tłumaczy nam Janusz Starościk, prezes Stowarzyszenia Producentów i Importerów Urządzeń Grzewczych. – Ciepło i chłód to w warunkach polskich około 35 proc. w bilansie całkowitej zużytej energii i mają one zasadniczy wpływ na jakość powietrza, co wynika z wielkości emisji szkodliwych substancji do atmosfery. Równocześnie, ciepło i woda użytkowa stanowią 80–85 proc. całego zapotrzebowania na energię w gospodarstwach domowych – dodaje.

Pod tym względem rewolucja już się zaczęła – oddolnie. Według Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Pomp Ciepła (PORT PC) w 2022 r. sprzedaż pomp ciepła w Polsce wzrosła o 120 proc. w porównaniu z poprzednim (również rekordowym) rokiem. Przekłada się to na ponad 203 tys. zakupionych do gospodarstw domowych urządzeń, wykorzystujących do działania – przypomnijmy – prąd, ale energię do ogrzewania czerpiących z otoczenia. Z szacunków PORT PC wynika też, że udział pomp w ogólnej liczbie sprzedanych urządzeń grzewczych mógł w ubiegłym roku sięgnąć 30 proc.

To prawda: w awangardzie tej rewolucji są właściciele nowo (lub niedawno) wybudowanych domów jednorodzinnych, w najlepszym razie – bliźniaków. A zatem grupa, mimo wszystko, nieliczna w stosunku do tych, którzy korzystają z ciepła systemowego. Tyle że, jak podkreśla prezes SPiIUG, branża ciepłownicza od dobrych ośmiu lat próbuje w Sejmie i instytucjach państwa torować drogę do zastosowania OZE w ciepłownictwie. I jak dotąd, odbija się od muru obojętności.

– Wykorzystanie ciepła z OZE jest już możliwe dzięki coraz większej liczbie dostępnych, i to po konkurencyjnych cenach, bezemisyjnych lub niskoemisyjnych technologii – podkreśla Janusz Starościk. – Większy odział OZE jest realny i możliwy dzięki efektywnemu wykorzystaniu lokalnie dostępnych zasobów energii odnawialnej, czyli energii słonecznej, upraw roślin energetycznych czy wykorzystaniu odpadów biomasowych, a także wykorzystaniu ciepła z otoczenia, gruntu, wody czy ciepła geotermalnego z odwiertów tam, gdzie ma to uzasadnienie ekonomiczne – dowodzi nasz rozmówca. Rozwiązań jest bez liku, zwłaszcza gdy weźmie się pod uwagę rozmaitego rodzaju instalacje hybrydowe, łączące ze sobą różne technologie w jeden system grzewczy, co pozwala optymalnie łączyć różne technologie i źródła w jeden system grzewczy.

Ciepło tańsze i kompleksowe

Tak jak w przypadku pomp ciepła w budownictwie jednorodzinnym, tak w przypadku ciepła systemowego drogę zmianom toruje rozchwiana wojną w Ukrainie sytuacja na rynkach energii i surowców. Ułatwia ona decyzje indywidualnych użytkowników urządzeń cieplnych – i tak samo powinna ułatwiać decyzje w większej skali. Doskonałym przykładem mogą tu być korzyści, jakie uzyskają odbiorcy ciepła pochodzącego ze spalania odpadów, o czym pisaliśmy na łamach „Rzeczpospolitej” kilka tygodni temu.

Różnice były uderzające: w Krakowie ciepło z odpadów kosztowało 73,6 zł/GJ (a to z węglowej elektrociepłowni – 89,8 zł/GJ), w Poznaniu było to 63,4 zł/GJ (i 87,9 zł/GJ z węgla), w Warszawie – 59,2 zł/GJ (przy 101,4 zł/GJ za ciepło systemowe). Po uśrednieniu taryfa dla spalarni wynosiła 59,3 zł/GJ, a dla elektrociepłowni 97,4 zł/GJ (w sezonie grzewczym) i 77,2 zł/GJ (poza sezonem). Zamrożenie cen ciepła na obecny sezon grzewczy, dopuszczające wzrost rachunków dla odbiorców maksymalnie o 40 proc., częściowo może zacierać tę różnicę – ale jak podkreślają wszyscy nasi rozmówcy: nie będzie ono trwać wiecznie ani obowiązywać w każdym sezonie grzewczym.

Spalanie odpadów pokazuje też, jak można kompleksowo łączyć rozmaite obszary oddziaływania modernizacji ciepłownictwa. Dyrektywy UE są pod tym względem jasne: gospodarka obiegu zamkniętego zakłada przede wszystkim, że państwa członkowskie będą zapobiegać powstawaniu odpadów, potem dbać o ponowne wykorzystanie tego, co trafia do śmieci u użytkowników produktów, następny na liście jest recykling. Zawsze jednak pozostaje pula odpadów, których nie da się ponownie wykorzystać – i tu odzysk np. energii z takich odpadów jest rozwiązaniem zalecanym przez Brukselę. W polskich realiach tym ważniejszym, że śmieci u nas przybywa: ze statystyk za 2021 r. wynika, że w stosunku do roku poprzedniego było ich o 4,2 proc. więcej, co przekłada się na dodatkowe 16 kg odpadów per capita (w sumie na statystycznego Kowalskiego wypada już 358 kg). I wreszcie: miasta, które efektywnie wykorzystują odpady w swoich spalarniach, są w stanie zaoferować mieszkańcom niższe ceny wywozu odpadów – w Krakowie cena za wywóz odpadów zbieranych selektywnie wynosi 27 zł/osobę miesięcznie, w Rzeszowie – 32 zł, w Koninie – 24 zł, w Bydgoszczy – tylko 21 zł.

Modelem, który można przyjąć do powyższego przykładu, może być Szwecja: w tym skandynawskim państwie zaledwie 1 proc. odpadów ląduje na wysypiskach, a system ich spalania należy zapewne do najbardziej wyrafinowanych na świecie. Inna sprawa, że model ciepłownictwa oparty na spalarniach wymaga wieloletnich przygotowań i powstania kompleksowej wizji – i strategii – modernizacji sektora. Presja będzie rosła – jak zaznacza w swojej analizie Paweł Marszaluk, średnia cena uprawnień do emisji CO2 w 11 miesiącach 2022 r. to ok. 370 zł/tonę, ale wraz z zaostrzaniem reguł na szczeblu unijnym może ona urosnąć do 120–140 euro za tonę w perspektywie 2030 r. Część tych pieniędzy powraca do Polski i powinna być wydawana na cele proklimatyczne, a zatem ciepłownictwo teoretycznie mogłoby z nich skorzystać. Tak się jednak nie dzieje, fundusze są wydawane raczej na gaszenie bieżących pożarów niż przyszłościową przebudowę sektora. Niestety, w realiach nadwiślańskich nie doczekaliśmy się do tej pory żadnej wizji poza tą, którą można by określić lapidarnym: „aby do wiosny”.

Foto: materiały prasowe

Opinia partnera cyklu „Rzeczpospolitej”: Walka o klimat

Opinia partnera
Piotr Górnik, prezes Fortum Power and Heat Polska

Powinniśmy patrzeć na odpady jak na zasób i aktywnie szukać możliwości ich wykorzystania. Ważne, by w podejściu do odpadów postępować zgodnie z wyznaczoną hierarchią, czyli zapobiegać ich powstawaniu, przygotowywać je do ponownego użycia i poddawać recyklingowi.
To, co nie nadaje się do tego rodzaju zagospodarowania, powinniśmy poddawać procesowi odzysku energetycznego, dzięki któremu powstaje konkurencyjne cenowo ciepło dla mieszkańców miast. Jednocześnie wykorzystując odpady jako paliwo, likwidujemy problem z ich składowaniem, który jest bolączką wielu samorządów.
Obecnie odpady to najtańsze paliwo służące produkcji ciepła i energii elektrycznej. Analiza cen ciepła ze spalarni w porównaniu z cenami ciepła wytwarzanego w elektrociepłowni opalanej węglem czy gazem wskazuje, że odpady nie tylko mogą być, ale już są konkurencyjne cenowo względem paliw kopalnych. Aktualnie elektrociepłownie opalane kopalinami są średnio o ok. 60 proc. droższe od ciepła powstającego z odpadów. Co ważne, nawet po objęciu ciepła powstającego z odpadów systemem handlu uprawnieniami do emisji CO2 ten sposób produkcji ciepła nadal będzie konkurencyjny.
W domenie publicznej obserwujemy wiele obaw dotyczących spalarni. Opór społeczny jest również jedną z przyczyn tego, że takich inwestycji jest w naszym kraju nadal niewiele w stosunku do potrzeb. Tymczasem zastosowanie nowoczesnych technologii w tego typu instalacjach minimalizuje prawie do zera uciążliwości, z jakimi niesłusznie kojarzone są spalarnie, jak np. emisja nieprzyjemnych zapachów, a powstające spaliny poddawane są procesowi oczyszczania, którego standardy są dużo wyższe niż w przypadku konwencjonalnych elektrociepłowni.
W całej tej układance dotyczącej cen ciepła warto również spojrzeć na lokalną gospodarkę odpadami. Obserwując ceny za wywóz odpadów w największych polskich miastach, widać, że miejsca, gdzie samorząd w porę podszedł do tematu racjonalnej gospodarki odpadami i zabezpieczył sobie możliwość produkcji ciepła z frakcji resztkowej odpadów, dziś oprócz tańszego ciepła może mieszkańcom również zaproponować niższe ceny za wywóz śmieci. Kraków, gdzie z powodzeniem funkcjonuje spalarnia, ceny za wywóz odpadów wynoszą miesięcznie za osobę 27 zł za zbieranie selektywne i 54 zł za nieselektywne. We Wrocławiu, gdzie spalarni brak, ceny za wywóz odpadów są już niemal półtora raza wyższe, czyli 41,24 zł przy segregacji i aż 82,48 zł przy jej braku.
Ciepłownictwo potrzebuje zmian, a odpady resztkowe mogą być częścią nowego miksu paliwowego. Ten sposób wytwarzania ciepła powinien stać się elementem strategii dla ciepłownictwa i uzupełnieniem polityki energetycznej Polski w nadchodzących latach. Obecny kryzys jest dobrym momentem, by wdrażać nowe rozwiązania dla ciepłownictwa. Dodatkowo odpady to najbardziej lokalne paliwo, jakie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić – powstaje w sposób ciągły wszędzie tam, gdzie mieszkają ludzie i nie musimy go importować. Te argumenty są szczególnie ważne, kiedy rozmawiamy o bezpieczeństwie energetycznym. Warto zobaczyć w odpadach ich ciepłowniczy potencjał. To się po prostu opłaca, nie tylko ze względów ekonomicznych, ale też środowiskowych. 

Energetyka zwykła nam się kojarzyć z wielkimi projektami, jak elektrownie nuklearne czy transformacja miksu energetycznego w kierunku odnawialnych źródeł energii. Widmo blackoutu przyciąga uwagę znacznie bardziej niż wizja chłodnych grzejników. Być może w ten sposób należałoby tłumaczyć wieloletnie lekceważenie problemów ciepłowników – i finalnie, fatalną sytuację branży.

Podsumował ją w opublikowanej w lutym analizie ekspert Klubu Jagiellońskiego Paweł Marszaluk. Jak podkreśla autor tego opracowania, tylko w 2020 r. ciepłownie i elektrociepłownie wydały na unijne uprawnienia do emisji CO2 aż 11 miliardów złotych, co stanowiło piątą część ich przychodów. W kolejnym roku na sektorze zaczął odbijać się kryzys energetyczny (który przecież zaczął się kilka miesięcy przed rosyjską agresją na Ukrainę). W efekcie ciepłownictwo nie tylko wydaje wszystko, co zarobiło (a jego zyski ogranicza przecież system taryfowy), ale wręcz pogrąża się w długach – i przesuwa inwestycje modernizacyjne na „kiedyś”. Jak szacuje Marszaluk, te wydatki do 2026 r. mogą przebić próg 250 mld zł – i te pieniądze będzie musiało wysupłać państwo, bo w portfelach przedsiębiorstw ciepłowniczych od dawna widać dno.

Pozostało 90% artykułu
Walka o klimat
Przyszłość budowania to odzysk materiałów
Walka o klimat
Tak firmy postrzegają zrównoważony rozwój
Walka o klimat
Budowanie z akcentem na przyszłe wydatki
Walka o klimat
Nic się nie powinno zmarnować
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Walka o klimat
Energetycznych wyspiarzy będzie przybywać