Energetyka zwykła nam się kojarzyć z wielkimi projektami, jak elektrownie nuklearne czy transformacja miksu energetycznego w kierunku odnawialnych źródeł energii. Widmo blackoutu przyciąga uwagę znacznie bardziej niż wizja chłodnych grzejników. Być może w ten sposób należałoby tłumaczyć wieloletnie lekceważenie problemów ciepłowników – i finalnie, fatalną sytuację branży.
Podsumował ją w opublikowanej w lutym analizie ekspert Klubu Jagiellońskiego Paweł Marszaluk. Jak podkreśla autor tego opracowania, tylko w 2020 r. ciepłownie i elektrociepłownie wydały na unijne uprawnienia do emisji CO2 aż 11 miliardów złotych, co stanowiło piątą część ich przychodów. W kolejnym roku na sektorze zaczął odbijać się kryzys energetyczny (który przecież zaczął się kilka miesięcy przed rosyjską agresją na Ukrainę). W efekcie ciepłownictwo nie tylko wydaje wszystko, co zarobiło (a jego zyski ogranicza przecież system taryfowy), ale wręcz pogrąża się w długach – i przesuwa inwestycje modernizacyjne na „kiedyś”. Jak szacuje Marszaluk, te wydatki do 2026 r. mogą przebić próg 250 mld zł – i te pieniądze będzie musiało wysupłać państwo, bo w portfelach przedsiębiorstw ciepłowniczych od dawna widać dno.
Wcześniej czy później, ciepłownictwo stanie się też tematem rozgrywek politycznych – jak dziś OZE czy wielka elektroenergetyka. Latem możemy, jakkolwiek przykro to dla ciepłowników zabrzmi, zapomnieć nieco o cieple systemowym (choć przedsiębiorstwa te mogą w tej porze roku dostarczać też chłód). Ale już każda chłodniejsza noc jesieni i zimy boleśnie nam o nim przypomni: ciepłownie i elektrociepłownie dostarczają bowiem ciepło do 40 proc. gospodarstw domowych w Polsce, w których mieszka ok. 15 mln osób. Te drugie dostarczają też prąd w ilości odpowiadającej 16,5 proc. produkcji energii elektrycznej brutto w Polsce.
Oddolna mobilizacja i lekceważona modernizacja
– Ewolucja systemu zaopatrywania w ciepło będzie miała zasadniczy wpływ na znaczenie powodzenia polskiej transformacji energetycznej oraz ograniczenia potencjalnych kosztów, wynikających z opłat z tytułu emisji do atmosfery, jak również na samo bezpieczeństwo energetyczne odbiorców – tłumaczy nam Janusz Starościk, prezes Stowarzyszenia Producentów i Importerów Urządzeń Grzewczych. – Ciepło i chłód to w warunkach polskich około 35 proc. w bilansie całkowitej zużytej energii i mają one zasadniczy wpływ na jakość powietrza, co wynika z wielkości emisji szkodliwych substancji do atmosfery. Równocześnie, ciepło i woda użytkowa stanowią 80–85 proc. całego zapotrzebowania na energię w gospodarstwach domowych – dodaje.
Pod tym względem rewolucja już się zaczęła – oddolnie. Według Polskiej Organizacji Rozwoju Technologii Pomp Ciepła (PORT PC) w 2022 r. sprzedaż pomp ciepła w Polsce wzrosła o 120 proc. w porównaniu z poprzednim (również rekordowym) rokiem. Przekłada się to na ponad 203 tys. zakupionych do gospodarstw domowych urządzeń, wykorzystujących do działania – przypomnijmy – prąd, ale energię do ogrzewania czerpiących z otoczenia. Z szacunków PORT PC wynika też, że udział pomp w ogólnej liczbie sprzedanych urządzeń grzewczych mógł w ubiegłym roku sięgnąć 30 proc.