Polskie banki zaczęły poważniej podchodzić do kwestii klimatycznych. Większość ma już konkretne strategie i cele. Czy możemy mówić o przełomie w myśleniu branży?
Zdecydowanie. Polski sektor finansowy doskonale zdaje sobie sprawę, że pytanie, jakie powinno się stawiać w tej kwestii, nie brzmi „czy?", lecz „jak?". To właśnie wspomniane strategie, ich aktualizacje i podejmowane działania stanowią próbę odpowiedzi na ten problem i jasno pokazują, w którą stronę w najbliższych dekadach będzie zmierzać polska czy – szerzej – europejska bankowość.
O kwestiach klimatycznych należy myśleć zdecydowanie długodystansowo – zielona transformacja to największe wyzwanie gospodarcze, jakie przed nami stoi, i będziemy się z nim mierzyć przez następne 30–50 lat. Jako kraj stoimy obecnie przed wyborem: albo już teraz zaczniemy zwiększać nakłady na transformację energetyczną, by jutro zbierać tego owoce, albo zignorujemy i zaniedbamy ten obszar, by w perspektywie czasu ponosić straty, których raczej nie uda się już odrobić. Moim zdaniem nie ma innej słusznej drogi niż śmiała transformacja. Nie tyle samych źródeł energii, ile całej gospodarki. Jasno widać, że polski sektor bankowy chce być aktywnym uczestnikiem tych zmian i ich katalizatorem.
Na ile cele banków są obecnie ambitne z punktu widzenia transformacji klimatycznej?
Ciężko jest tę kwestię generalizować – każdy bank do kwestii klimatycznych podchodzi na swój sposób, mniej lub bardziej ten obszar akcentując w swoich planach i działaniach. Bank Ochrony Środowiska jest bankiem specjalistycznym, wyjątkowym w polskich realiach, więc pod tym względem nie do końca możemy porównywać się z resztą rynku. Co oczywiste, do kwestii zielonej transformacji podchodzimy bardzo ambitnie, ale – co ważne – przede wszystkim realistycznie.