Mimo że to japoński Nissan ponad dziesięć lat temu zaproponował masową produkcję samochodów zasilanych bateriami, dzisiaj Japonia pozostaje w tyle za innymi krajami pod względem liczby pojazdów elektrycznych na drogach. Dominuje za to na globalnym rynku hybryd benzynowo-elektrycznych, a do 2035 roku zamierza odejść całkowicie od sprzedaży nowych pojazdów napędzanych wyłącznie benzyną.
Czytaj też: Dlaczego kraje importują piasek z drugiego końca świata?
Jednocześnie rząd chce do 2050 roku osiągnąć neutralność klimatyczną, zatem opór Japonii w wobec obowiązujących światowych trendów wydaje się być niekonsekwentny. Dlaczego w Kraju Kwitnącej Wiśni upiera się przy pojazdach hybrydowych, zamiast wprowadzać samochody elektryczne?
Wydaje się, że głównym powodem są relatywnie wysokie ceny pojazdów (ok. 5 milionów jenów, czyli niecałe 180 tysięcy złotych) i niedogodności związane z użytkowaniem, takie jak długi czas ładowania pojazdu.
Podczas gdy w kolejnych miejscach na świecie pojazdy hybrydowe trafiają na czarną listę i np. Wielka Brytania czy Kalifornia zadeklarowały już wprowadzenie niebawem zakazu ich sprzedaży, japoński rząd wraz z producentami samochodów wykazują sceptycyzm co do potencjalnej rentowności samochodów elektrycznych i ich przewagi środowiskowej.
W 2020 roku sprzedaż pojazdów elektrycznych w Japonii wyniosła nieco poniżej 15 000 sztuk, co stanowi mniej niż 1% całkowitej sprzedaży nowych pojazdów w tym kraju. W Niemczech samochody elektryczne stanowiły w ubiegłym roku około 7% całkowitej sprzedaży, w Chinach zaś 5%.