Marcin Kowalczyk z WWF Polska wyjaśnia, że przerzucanie winy na wzrost cen uprawnień stanowi manipulację:
„Kampania wprowadza przeciętnego odbiorcę w błąd, sugerując, że rezygnacja z systemu handlu uprawnieniami do emisji zmniejszyłaby rachunki za prąd o 60 proc. – i to wprowadza w błąd na trzech płaszczyznach. Po pierwsze, mowa tam o kosztach wytwarzania energii. I to mogłoby być prawdziwe, gdyby uprawnienia zostały zakupione wyłącznie pod koniec roku 2021. W rzeczywistości spółki energetyczne często zakupiły uprawnienia z wyprzedzeniem, po znacznie niższej cenie, a więc ich faktyczny koszt był dużo niższy. Po drugie, ceny energii dla gospodarstw domowych są regulowane przez URE, więc nie zależą bezpośrednio od kosztów jej wytwarzania. Ceny energii dla pozostałych podmiotów zaś, uzależnione są od cen hurtowych energii, te zaś nie zależą od średnich kosztów jej wytworzenia, ale od popytu na energię i jej podaży - np. ze źródeł odnawialnych. Zatem zmniejszenie cen uprawnień nawet do zera niekoniecznie musiałoby jakkolwiek wpłynąć na ceny energii widoczne na rachunkach. Po trzecie – oprócz samej ceny energii, na rachunku przeciętnego konsumenta widnieje szereg dodatkowych kosztów, opłat i podatków zarówno stałych, jak i zależnych od ilości zużytej energii, a te opłaty i podatki stanowić mogą ponad połowę faktycznego rachunku za prąd. Na koniec wypada wspomnieć, że w zeszłym roku pomimo gwałtownego wzrostu cen uprawnień, polskie spółki energetyczne osiągnęły rekordowe zyski.” – podkreśla Kowalczyk.
Diana Maciąga ze Stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot przypomina, że przestarzała polityka energetyczna Polski odpowiada za to, że coraz więcej płacimy za emisje CO2:
„Państwowe spółki energetyczne i sponsorowane przez nie Polskie Elektrownie świadomie wprowadzają społeczeństwo w błąd by odwrócić uwagę od własnych zaniedbań i złych decyzji. Polityka klimatyczna nie odpowiada za dramatyczny wzrost cen. To manipulacja, w dodatku szalenie niebezpieczna bo obrzydzanie społeczeństwu Unii Europejskiej to prosta droga do polexitu. Nasz rachunek to głównie opłaty np. przejściowa, za korzystanie z sieci, czy mocowa – za utrzymanie elektrowni węglowych, to też podatki oraz rosnący koszt paliwa. Ten ostatni sam w sobie jest wyższy niż koszt CO2 stanowiący około 23 proc. naszego rachunku. Wysokie ceny energii to efekt blokowania transformacji energetycznej przez rząd i spółki – uporczywe trwanie przy coraz droższym węglu i gazie, w tym utrzymywanie upadającego górnictwa i przestarzałych elektrowni, hamowanie rozwoju odnawialnych źródeł energii i traktowanie po macoszemu efektywności energetycznej. Polska energetyka nie idzie z duchem czasu więc płacimy coraz więcej za emisje CO2 . Oczywiście na plakatach nie ma informacji, że te pieniądze zostają w budżecie Polski ale zamiast finansować zieloną transformację i zmniejszenie emisji – są przejadane. Można wręcz zaryzykować twierdzenie, że wysokie ceny CO2 są rządzącym na rękę, bo to wyższy wpływ do budżetu, 25,5 mld złotych tylko w 2021 r., w sumie już ponad 60 mld zł. Spółki energetyczne przerzucają na nas koszty, a same osiągają rekordowe zyski. To nie polityka klimatyczna Unii jest winna, tylko polscy politycy i spółki energetyczne, które najbardziej korzystają na utrzymywaniu takiego stanu.” – uważa Maciąga.
Dr Andrzej Kassenberg z Instytutu na rzecz Ekorozwoju krytykuje „fałszywą propagandę” i „brak odpowiedzialności” polskiego rządu, przypominając, że rząd oszczędza na transformacji energetycznej, jednocześnie hojną ręką wspierając nierentowne wydobycie węgla:
„Totalna nieodpowiedzialność polityków, lata zaniedbań, dyktat związków zawodowych, brak polityki odpowiadającej na potrzeby transformacji to główne grzechy sektora energetycznego w Polsce. Ciągłe kupowanie czasu, aby nie rozwiązywać nabrzmiewających problemów doprowadziło ten sektor na skraj zapaści praktycznie we wszystkich wymiarach. Brak wykorzystania znacznego potencjału efektywności energetycznej, po macoszemu traktowanie rozwoju energetyki odnawialnej, kuriozalne trzymanie się węgla jako paliwa a teraz bezkrytyczna wiara w gaz ziemny. Dominacja, wręcz monopol państwa, brak wiary i chęci do rozwoju na szeroką skalę energetyki obywatelskiej. A dzisiaj zamiast bicia się w piersi znaleziono kozła ofiarnego w postaci polityki klimatycznej UE, na którą jako jej członek zgodziliśmy się. Do tego prowadzona jest kłamliwa polityka informacyjna, że za wzrost cen energii w 60 proc. odpowiada polityka klimatyczna, a w rzeczywistość to trzy razy mniej. Taki przekaz wysyłany jest z rachunkami za energię, w telewizji jak i na bilboardach na ulicy. Jednocześnie przemilcza się, że pieniądze za kupowanie uprawnień do emisji gazów cieplarnianych przez przedsiębiorstwa wracają do skarbu państwa, to już 60 mld zł za cały okres 2013 – 2021. Ile z tego wydano na transformację energetyczną, kilka procent??? A tymczasem wydano 1-2 mld zł na „bzdurną” elektrownię w Ostrołęce, blisko 30 mld zł wydanych zostanie na utrzymywanie nierentownych kopalni węgla kamiennego, przygotowywano się do otwarcia nowej odkrywki węgla brunatnego w Złoczewie itd. Od roku 1990 skumulowane dopłaty do górnictwa i energetyki węglowej sięgają prawie 300 mld zł (ok. 8 mld zł średniorocznie). Dość fałszywej propagandy trzeba zakasać rękawy i przeprowadzić jak najszybciej transformację energetyczną. Każdy rok spóźnienia to koszty społeczne, gospodarcze i klimatyczne. Wzrost ubóstwa energetycznego, tracenie konkurencyjności polskich firm jako korzystających z „brudnej” energii, brak możliwości uzyskania kredytów przez takie firmy, brak zainteresowania inwestycjami w kraju, gdzie w 80 proc. energia elektryczna wytwarzana jest z paliw kopalnych, coraz większe straty powodowane nasilającymi się ekstremami pogodowymi. Straty w uprawach spowodowane tylko suszą w Polsce oszacowano w roku 2019 na prawie 1,9 mld zł.” – podkreśla Kassenberg.