Szwajcarski miliarder inwestuje w Rumunii. Chce stworzyć park narodowy
Dotychczas w ramach projektu kupiono ponad 27000 hektarów. Tereny te zostały wcześniej wpisane do rumuńskiego krajowego katalogu lasów dziewiczych i quasi-dziewiczych – oznacza to, że są pod ścisłą ochroną.
„Fundacja ponownie zalesiała prawie 2000 hektarów ziemi i zasadziła ponad cztery miliony młodych drzew, takich jak buk, świerk i klon. Obecnie Rumunia ma ponad sześć milionów hektarów lasów, z których znaczna część jest wolna od osadnictwa ludzkiego. Jednak nielegalne pozyskiwanie drewna spowodowało już spustoszenie na rozległych obszarach. Z tego powodu strażnicy organizacji patrolują około 75 000 hektarów lasów, by powstrzymać nielegalne wyręby” – czytamy. Jak zaznaczono, jednym z głównych celów projektu, jest zaangażowanie w niego mieszkańców małych wiosek, położonych u podnóża Gór Fogaraskich. Zapewnione mają im zostać między innymi owe miejsca pracy. „Stopniowo przyciągniemy większą liczbę turystów. Rozwiniemy też programy edukacyjne i społeczne” – podkreślono.
O ile pomysł jest świetny, o tyle z technicznego punktu widzenia, nie jest on wcale taki prosty do zrealizowania – utworzenie parku narodowego wymaga bowiem zgody władz lokalnych. Ale niezbyt optymistycznie nastawieni są także lokalni mieszkańcy. „Żyjemy w kraju postkomunistycznym, więc ludzie obawiają się, że ponownie stracą swój majątek na rzecz państwa” – wyjaśnia Barbara, która podkreśla, że fakt, iż parki narodowe powstają bez infrastruktury, powoduje, że miejscowi "są zniechęceni”. „Kupować możemy tylko od właścicieli prywatnych, ale nie od gmin czy stowarzyszeń właścicieli ziemskich. Dlatego naszą strategią jest obecnie pozyskiwanie tego, co się da, i przekazywanie państwu tego tylko wtedy, gdy zgodzi się ono na utworzenie parku narodowego” – zaznacza biolożka.
W Rumunii powstanie europejskie Yellowstone?
Inicjatorzy projektu zauważają, że dystans okolicznych mieszkańców jest niemałym problemem. W pobliżu miejsca, w którym miałby powstać park, znajduje się 28 społecznościach lokalnych. I choć na przestrzeni lat wiele się zmieniło, to miejscowi wciąż nie do końca są przekonani, co do inicjatywy. To nadal – jak podkreślają inicjatorzy projektu – główne wyzwanie.
Początkowo mieszkańcy postrzegali członków fundacji jako osoby z zewnątrz, chcące zarobić na ziemi. „Podejrzewali, że znaleźliśmy złoto lub uran, nie mogli sobie wyobrazić, że sami zainwestujemy tak dużo pieniędzy w ochronę przyrody” – mówi Barbara, która ma nadzieję, że lokalni mieszkańcy w ciągu najbliższych pięciu–dziesięciu lat złożą do rumuńskiego rządu formalny wniosek o przekształcenie terenów, na których mieszkają, w jeden z największych w Europie rezerwat przyrody. Z drugiej strony wciąż są tacy, którzy stawiają opór. „Uważamy, że jest to spowodowane lobby zajmującym się pozyskiwaniem drewna. Grupy, które nielegalnie wycinają lasy, zaczęły tworzyć o nas fałszywe wiadomości – na przykład o tym, że będziemy zamykać dostęp do lasów lub wycinać drzewa” – mówi Victoria Donos, dyrektor fundacji ds. komunikacji i relacji ze społecznością lokalną. „Nie rozumieją, że naprawdę jest ktoś, kto chce czynić dobro bez żadnej korzyści” – dodaje aktywistka.