Globalne szczyty klimatyczne organizowane są od 1992 roku na mocy Ramowej konwencji Narodów Zjednoczonych ds. Zmian Klimatu (UNFCCC), której celem jest dążenie do utrzymania temperatury na Ziemi na bezpiecznym dla ludzkości poziomie. Najwyższym organem konwencji jest Konferencja Stron (ang. Conference of Parties – COP), dokonująca regularnych przeglądów realizacji postawień UNFCCC.
Jej sesje – nazywane szczytami klimatycznymi ONZ – zwoływane są co roku. Już niebawem, 30 listopada, odbędzie się kolejna konferencja. Przedstawiciele 198 państw spotkają się w Dubaju, by dyskutować o tym, jak przeciwdziałać globalnemu ociepleniu.
W oczekiwaniu na COP28 naukowcy z Uniwersytetu w Lund oraz z Uniwersytetu w Leed postanowili przeprowadzić badanie, w ramach którego chcieli sprawdzić, czy konferencje dla wszystkich krajów wyglądają tak samo oraz czy można nazwać je sprawiedliwymi. Wnioski są raczej pesymistyczne – badanie mówi bowiem, że corocznie organizowane globalne szczyty klimatyczne organizowane są w sposób korzystny dla bogatszych i większych krajów.
Szczyty klimatyczne organizowane są w sposób, który przynosi korzyści bogatym krajom
Badanie opublikowane w kwartalniku naukowym „Critical Policy Studies” opiera się na analizie piętnastu poprzednich konferencji klimatycznych ONZ. Jak wskazują eksperci, „kraje posiadające większą siłę gospodarczą mają dużo większy wpływ na procesy negacji na COP, kosztem krajów biedniejszych, często mniejszych i słabiej rozwiniętych”. Naukowcy podkreślają między innymi, że im bogatszy jest kraj, tym więcej delegatów może wysłać na COP. To istotne dlatego, że kraje mające więcej przedstawicieli mają szansę brać udział we wszystkich dyskusjach i sesjach. Przykład? Na Konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu, która odbyła się w 2009 roku w Kopenhadze, Chiny miały aż 233 delegatów. Dla porównania Haiti miało ich siedmiu, a Czad – jedynie trzech.
Czytaj więcej
Na tegorocznej konferencji klimatycznej w Dubaju nie będzie można krytykować islamu, naftowych korporacji ani rządu Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Choć władze kraju zapewniają, że zapewnią przestrzeń do dyskusji, to kategorycznie sprzeciwiają się protestom, które co roku towarzyszą szczytom klimatycznym.